Życie religijne w Odessie to sprawa bardzo skomplikowana i złożona. Pełno tu świątyń ze złocistymi wieżami, ale niestety, nie są to świątynie katolickie. Tutaj panuje Prawosławie, w większości moskiewskie, bardzo nieprzychylne katolikom. Katolicy żyją w Odessie jak pierwsi chrześcijanie. Spotykają się w maleńkich kapliczkach, zwykle mieszczących się w prywatnych domach wierzących katolików. Przychodzą z różnych zakątków miasta, by razem przeżywać spotkanie z Bogiem. Jestem na Mszy świętej, by wygłosić pierwsze kazanie rekolekcyjne w obrębie parafii, której proboszczem jest ks. Antoni. Dwa maleńkie mieszkania, własność p. Stanisławy, zostały przeznaczone na kaplicę. Do parafii należy góra 30 osób. Druga parafia ma wezwanie Boga Ojca Przedwiecznego, gdzie proboszczem jest ks. Jerzy Nahorny, znany nam z rekolekcji adwentowych. Parafia ks. Jerzego nieco większa, liczy ok. 100 osób. Budynek, w którym mieści się kaplica i zarazem mieszkanie obydwu kapłanów, został zakupiony za bardzo duże pieniądze i przez władze miasta jest traktowany jako budynek prywatny. Budynek jest wielofunkcyjny. Tutaj są obrzędy liturgiczne, spotkania z grupami, a także lekcje języka polskiego, prowadzone przez jedną z sióstr bezhabitowych, które posługują w parafii. W ostatnim czasie udało się stworzyć wspólnotę Kręgu Rodzin. Problemem tej wspólnoty jest to, że niektóre małżeństwa są mieszane (katoliczka i mąż wyznania prawosławnego), co rodzi częste konflikty. Odessa licząca prawie 1,5 mln mieszkańców, położone nad Morzem Czarnym, jest atrakcją dla turystów, którzy przybywają tutaj z wielu stron świata, by odpoczywać, bawić się i przeżyć przygodę. Gołym okiem widać dysproporcje jakie tutaj panują. Obok świetnie urządzonych obiektów turystycznych i okazałych budynków na najwyższym poziomie, będących w prywatnych rękach, są obrazy świadczące o straszliwej biedzie, by nie powiedzieć nędzy, widocznej niemalże na każdym kroku. Przeciętnego mieszkańca Odessy nigdy nie będzie stać na obiad zjedzony w restauracji turystycznej, bo musiałby wydać prawie 1/3 swojej pensji. Wielu mieszkańców pobliskich wiosek nie jest w stanie zrobić większych zakupów w sklepie wielkopowierzchniowym, bo nie ma na to środków. Mieszkańcy okolic Odessy są podzieleni wielokulturowością i skrajną odmiennością religijną. Mieszkają tuż obok siebie, są sąsiadami, ale dzieli ich odmienność religii, co powoduje wzajemną izolację i niechęć do siebie. Natomiast łączy ich panująca obawa przed możliwą agresją. Boją się o swój byt i przyszłość, a to rodzi zniechęcenie i bezczynność. Panujący na tym terenie przez blisko 70 lat nieludzki system narzucony przez sowietów zostawił swój ślad. Na różne sposoby rozprawiano się z katolikami, niszcząc ich świątynię i izolując od siebie, by w ten sposób zabijać ducha tradycji. W ludzkich sercach była bojaźń, która trwa do dziś. Piękne świątynie zostały zamienione na magazyny, albo, jak np. Katedra w samym centrum Odessy, służyła do rozrywki i bluźnierczych czynów.Większość z tych świątyń obecnie jest w ruinie, a ponieważ brak katolików na tych terenach, nie ma kto zająć się odbudową tych czcigodnych miejsc. Jako chrześcijanie mający jednego Ojca w niebie powinniśmy się modlić o pokój i bezpieczeństwo tutaj, na Ukrainie i na całym świecie.
Często się mówi, że wyjazd do Ziemi Świętej to jakby przeczytanie „Piątej Ewangelii” i jest w tym dużo prawdy. Dwa tygodnie spędzone w Odessie były dla mnie na wagę lekcji historii czytanej w realiach codziennego życia tamtejszych mieszkańców. Wielu z nich nosi głęboko w sercu smutne, by nie powiedzieć przerażające wspomnienia z przeszłości. Starsi ludzie pamiętają sowiecki terror stosowany na każdym kroku wobec katolików i Polaków tam mieszkających. Pewnego dnia, wraz z ks. Antonim wybraliśmy się na cmentarz, gdzie są grzebani zmarli z całego miasta. Olbrzymi teren, pełen ogrodzonych grobów, na których stoją krzyże o kształtach zarówno prawosławnych, jak i katolickich. Ale nie to było celem naszej podróży. Tuż obok cmentarza znajduje się mogiła oznaczona betonowymi krawężnikami z tablicą informacyjną. Tutaj znajdują się ciała ludzi, których można bez wątpliwości nazwać męczennikami za wiarę. W czasach komunistycznego terroru zamordowano tych ludzi tylko dlatego, że okazali wierność krzyżowi i Jego nauce. Zanim zostali zabici, mieli do wyboru ucałować krzyż lub go podeptać. Ucałowali, a ceną za ten gest wierności był strzał w tył głowy. Takich wspólnych mogił jest wiele na terenie południowo-wschodniej Ukrainy. Po takich dramatach pozostał ból i strach, który na gaśnie mimo upływu lat. Ludzie pamiętający tamte koszmarne lata, dziś już bardzo podeszli w latach, wciąż trwają przy Panu i Jego Ewangelii. Wiara katolików, szczególnie polskiego pochodzenia, wciąż jest żywa i niezmienna. Piękne są spotkania z tymi ludźmi – to jakby żywa historia. Oni zaś, wciąż starają się pielęgnować wspomnienia i Polskość noszoną w sercu. Gromadzą się na wspólnej modlitwie, która tak pięknie brzmi w naszym, ojczystym języku. Przez lata rozłąki z Polską mogli zapomnieć wiele słów, ale modlitwy po Polsku nie zapomnieli. Wcześniej pisałem o wszechobecnej biedzie, która wynika z bardzo skromnych dochodów. Pewnego wieczoru odwiedziliśmy rodzinę, która mieszka w bloku o warunkach niespotykanych w Polsce. Natychmiast po wejściu do środka natknęliśmy się na „czuwającą” portierkę, która ma zadanie kontrolowania wchodzących i wychodzących z bloku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w kilkanaście minut po wejściu do rodziny, która nas zaprosiła, pojawili się dwaj funkcjonariusze uzbrojeni w długą broń. Zażądali naszych paszportów, ponieważ dokonaliśmy „przestępstwa” w postaci filmowania klatki schodowej. Okazało się, że czuwająca pani portierka, widząc kamerę wniesioną do budynku, natychmiast powiadomiła odpowiednie służby. Dzięki Bogu udało się „odstraszyć” funkcjonariuszy informacją, że o całym zajściu powiadomimy Polski Konsulat w Odessie. Warto było pójść do tej rodziny, by zobaczyć realia życia. Z klatki schodowej wchodzimy w drzwi, które wydawało się, że prowadzą do mieszkania naszej rodziny. Tymczasem weszliśmy do korytarza, a tam było kilka następnych drzwi, z których część prowadziła do jednego mieszkania przydzielonego dla rodziny. Rodzina nie posiada ani własnej kuchni, ani łazienki. Wszystko dzieli z pozostałymi rodzinami tego korytarza. W pomieszczeniu, które jest wspólną kuchnią można zobaczyć kilka urządzeń do gotowania - tyle ile rodzin tutaj mieszka. Jeszcze gorzej jest z łazienkami, bo są wspólne i każda osoba, chcąca skorzystać z tego obiektu, musi czekać na zwolnienie miejsca. Przyzwyczajeni do pewnego komfortu i prywatności, zastanawialiśmy się jak można żyć w takich warunkach. Ale z drugiej strony, czy nie warto pomyśleć o sytuacjach znacznie gorszych niż ta, które miały miejsce w historii, z tą jednak różnicą, że wówczas był czas ekstremalny i wyjątkowy, a tutaj „normalne życie”. xdzh
|