MYŚLI DO EWANGELII NIEDZIELNEJ z dnia 04.02.2018r. (Mk 1, 29-39)
29 Zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. 30 Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. 31 On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała.32 Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; 33 i całe miasto było zebrane u drzwi. 34 Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.
35 Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. 36 Pospieszył za Nim Szymon z towarzyszami, 37 a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: «Wszyscy Cię szukają». 38 Lecz On rzekł do nich: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem». 39 I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.
SENS CHOROBY
Ludzie zawsze mieli problemy z dolegliwościami ciała. Jak się udało zapanować nad jedną chorobą, to pojawiała się nowa, dotąd nieznana. Ileż ofiar pochłonęły epidemię i zarazy? Statystyki na ten temat są przerażające. Koniec XX wieku i początek XXI, mimo znakomitych osiągnięć w medycynie,
przyniósł nowe, bardzo niebezpieczne choroby, które znów dziesiątkują ludzi. W ostatnich tygodniach dobry Pan pozwolił mi doświadczyć codziennego spotykania ludzi chorych na raka. Centrum onkologii w Tomaszowie Mazowieckim jest bardzo nowoczesną placówka, a chorzy korzystający z pomocy tej placówki, przyjeżdżają tutaj z bardzo odległych miejsc, by szukać uzdrowienia. Przypatruję się tym ludziom. Widać strach i obawę w ich oczach, ale także nadzieję, że będzie dobrze. Czekając na korytarzu szpitalnym, dyskretnie modlę się na różańcu, prosząc Boga w intencji chorych, których Pan Bóg postawił na mojej drodze.
Generalnie godzimy się z tym faktem chory i cierpienia, mówiąc, że tak już musi być, taka jest w końcu cecha naszej cielesności po grzechu pierworodnym. A jednak pragniemy żyć długo i szczęśliwie. Chcemy walczyć z chorobami, pokonywać epidemie i usuwać zarazy z naszego życia. W końcu sam Pan Jezus przychodził i wciąż przychodzi człowiekowi z pomocą w sytuacji choroby ciała. Ileż ludzi jest przekonanych, że zostali cudownie uzdrowieni przez Boga. Jest wiele miejsc, do których ludzie pielgrzymują, bo ufają iż tam zostaną uzdrowieni. Chociażby nasza Jasna Góra, francuskie Lourdes czy Fatima w Portugalii.
Warto spojrzeć na doświadczenie choroby przez światło wiary. Przede wszystkim, troszcząc się o zdrowie ciała, nie wolno zapominać o zdrowiu ducha. Nigdy nie wolno czynić tak, by zdrowie ciała zdobywać kosztem choroby naszego ducha, albo wręcz utraty wrażliwości moralnej na swoje powołanie i odwieczne wybranie. W telewizji pojawiło się mnóstwo reklam, które podsuwają propozycje rozwiązań, które uprzyjemnią nam życie, często kosztem utraty wrażliwości moralnej. Propozycji uzdrowienia duchu niestety nie ma. Czasem bywa tak, że w planach Opatrzności Bożej dopuszczona jest jakaś choroba ciała, by jednocześnie dokonało się uzdrowienie ducha. Może to zabrzmi dość okrutnie, ale czasem trzeba bardzo cierpieć, aby zrozumieć sens i wartość życia, powołania i innych zapomnianych wartości. Często bywa tak, że doświadczenie choroby ciała, dało uzdrowienie ducha, czy też odzyskanie wiary. Pierwsze czytanie wyjęte z księgi Hioba pokazało człowieka, który doświadczył wielkiego cierpienia, ale nie utracił więzi z Panem Bogiem, przeciwnie, jeszcze bardziej ją umocnił. O ile sobie dobrze przypominam, wielokrotnie już opowiadałem o spotkaniu z młodym człowiekiem, liczącym zaledwie dwadzieścia kilka lat, który na skutek wypadku samochodowego znalazł się w szpitalu, a jego ciało było sparaliżowane. Leżąc bez możliwości jakiegokolwiek ruchu, zdany na pomoc innych, zaczyna myśleć o swojej wierze. Do chwili wypadku żył bez Boga, lekceważąc Jego przykazania. Teraz jest szczęśliwy, bo czuje obecność Pana Boga w swoim życiu i wie, że jest przez Niego kochany. Podobną sytuację przeżył znany chyba wszystkim p. Jan Pośpieszalski, dziennikarz i muzyk. Wiara przyszła do niebo po śmierci syna. Początkowo był bunt, a później uczucie przytulenia przez Pana Boga, który w cierpieniu pokazuje jak bardzo nas kocha. Te przykłady, a podobnych można mnożyć, potwierdzają, że Pan nie chce śmierci grzesznika, ale jego nawrócenia i życia. xdzh